Zawsze miałam problem ze zbyt wielkim przywiązywaniem się do miejsc, rzeczy i ludzi. Hm, może 'problem' to nie jest do końca to słowo, którego powinnam użyć. Powiedzmy, że raczej skłonność.
Tak. Tak jest lepiej.
Jeśli już poczuję do czegoś lub z kimś emocjonalną więź, naprawdę bardzo trudno jest mi to nasze niewidzialne powiązanie przerwać. Od trzynastu lat używam tych samych perfum, jadam w tych samych ulubionych knajpach, jeżdżę do tych samych ulubionych miejsc i gdy tylko ktoś lub coś zagnieździ się w moim spokojnym i błogim życiu niczym klocek w Tetrisie to zmiana tego dobrego stanu rzeczy bardzo mnie uwiera.
Za około miesiąc będziemy się przeprowadzać i teraz, za każdym razem gdy wracam późnym wieczorem do domu, pokryta kurzem, brudem i zmęczona jak po przebiegnięciu maratonu, mam w sobie dwa zupełnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony skaczę ze szczęścia i gdybym mogła o naszym nowym kwadracie zagadałabym wszystkich na śmierć, ale z drugiej ogarnia mnie nieskończony smutek związany z pozostawieniem już za sobą pewnego długiego etapu w moim życiu.
Nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć, kiedy zakotwiczyłam się w obecnym domu na dobre. Paweł śmieje się, że najpierw pojawiły się moje ubrania a dopiero potem ja. Pamiętam za to dokładnie kiedy 'mieszkanie' stało się moim domem. Pierwsze kłótnie przy wyborze mebli (i pamiętny czerwony stolik, przez który Paweł ma do tej pory zakaz dekorowania w naszych wnętrzach czegokolwiek), pierwsi wspólni goście, pierwsze całonocne rozmowy i wpatrywanie się zimowymi wieczorami na padający za oknem śnieg. Wiele dobrego pomieściły te ściany, wiele uśmiechów, wiele łez szczęścia i wiele pięknych słów. Rodziły się w nim przyjaźnie, szalone i nie zawsze do końca mądre pomysły. Każdy mógł, i z resztą wpadał o każdej porze dnia i nocy i mimo, że naprawdę te nasze cztery ściany są tak naprawdę bardzo małe, potrafiły zawsze wszystkich pomieścić. Przez wiele lat dopieszczaliśmy je, dbaliśmy oraz otulaliśmy tym ciepłem do którego chce się wracać po najgorszym dniu w pracy. I nie bacząc na tych kilka zadanych przez nas ran, np. po szalonym cydorwym korku, który nieomal pozbawiając mnie życia wbił się w sufit, zbudowaliśmy tu taką naszą małą niezniszczalną fortecę.
A teraz, za kilka tygodni przyjdzie nam się z nią rozstawać i tworzyć wszystko od nowa. Pomimo całej wielkiej ekscytacji i przeogromnej radości coś mnie jednak kuje w sercu i wkłada do oczu łzy bo właśnie tutaj wiele się zaczęło, tutaj wiele powstało i wiele w naszym życiu się zmieniało. Dokładnie pod tym dachem.
zdjęcia - Paweł
________________________♥_________________________
sukienka - prezent od Ritki
Twoj Paweł nie jest osamotniony. To samcza tendencja. Czemu prawie wszyscy panowie uwielbiaja czerwony motyw ??wybacz mu ;) Najlepszego na Nowym mieszkanku.
OdpowiedzUsuńDawno wybaczyłam, jednakże tendencja do czerwonych rzeczy cały czas nie jest mile widziana w naszym domu:P
UsuńDziękujemy!
Lemon, będę kiedyś w podobnej sytuacji i już się tym zadręczam troszkę. Od iluś lat mieszkamy na 35 metrach i przydałoby się coś większego, ale ciężko mi się rozstać z obecnym mieszkaniem i lokalizacją. Podejrzewam, że kolejnych 5 lat będzie ta decyzja dojrzewać. :P
OdpowiedzUsuńAle co tam, zadomowisz się i znów będzie tak samo, tylko inaczej. ;)
Powiem Ci, że u nas to wszystko stało się dość spontanicznie:D We wrześniowy poniedziałkowy wieczór trafiłam na ogłoszenie, a tydzień później już stwierdziliśmy, że kupujemy:) Mieszkanie jest sporo większe, w samym centrum i z widokiem na Wawel:D I to jest piękne i totalnie ekscytujące i bardzo dla nas nowe:) Jednakże trochę smutno zostawić tyle historii za sobą:D
UsuńBędzie dobrze!
Przypomnij sobie wrzaski dzieci na placu zabaw w niedzielne poranki! Słyszysz je ??? !!! Jakoś łatwiej już się robi ??
OdpowiedzUsuńHahahahah, tak!:D <3
UsuńZagladam tu juz bardzo dlugo, ale nigdy nic nie komentuje. Wiesz, wzruszyl mnie bardzo ten wpis. Jestem pewna,ze nowy dom bedzie pieknym przedluzeniem tego co jzu zbudowaliscie. A sciany chociaz nowe tak naprawde wciaz beda te same. Powodzenia! Sciskam CIe! Wiesz czasami spotykam Cie na Krakowskiej ulicy. Mysle,ze jestes bardzo ciekawa osoba, ale zawsze brak mi odwagi by podejsc i pwoiedziec, ze lubie Cie "czytac" ;)
OdpowiedzUsuńMagda
Mam nadzieję, albo nawet wiem, że tak będzie:) Musi! Włożymy tyle samo serca tutaj:) I następnym razem proszę podejść! Ja się chętnie wyściskam:)
UsuńWpis bardzo ciekawy. Ja od 17, w lutym już od 18 lat, czyli odkąd się urodziłam mieszkam w rodzinnym domu. Niby to głupie, ale kiedy dwa lata temu zaczęliśmy remontować, przestawiać i wgl wszystko jakoś tak uległo zmianie, to już nie było to samo miejsce, bo byłam przyzwyczajona do innej konfiguracji mebli, dodatków itp. Odkąd wyremontowano mój pokój, to już wgl, jakoś nie mogę się ogarnąć, ale powoli, małymi kroczkami przyzwyczajam się do stanu rzeczy. Boję się pójść potem na studia i zamieszkać w kompletnie mi obcym miejscu. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, ale z przyzwyczajeniem się nie wygrywa. Jest ciężko odzwyczaić się od czegoś co towarzyszyło nam spory czas, od ludzi, od rzeczy, od miejsc :)
OdpowiedzUsuńPaweł wychodzi z założenia, że 'New is always better' i trochę ma w tym racji. Zmiany są dobre, zmiany nas rozwijają i nie można się ich bać. Ja, mimo, że z tęsknota patrzę za siebie, ale do tej przeprowadzki mam takie samo podejście jak do minionych lat dzieciństwa i beztroski. Brakuje nam tego, jednak ich wspomnienie zawsze pozostawia na naszej twarzy uśmiech i o to właśnie chodzi. Teraz tworzymy nowe wspomnienia, do których za 20 lat z takim samym rozrzewnieniem będziemy wracać:)
UsuńNie obawiaj się studiów i nowego miejsca, to kolejne kartki do Twojej historii:)
przepiękne...bardzo kobiece zdjęcia :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZmiany w naszym życiu, czasem przychodzą niespodziewanie, czasem sami na nie pracujemy, ale często pozwalają nam się rozwinąć i spojrzeć na życie inaczej (kilkakrotnie się przeprowadzałam i takie ma zawsze się bałam, a potem nie wyobrażałam już sobie by było inaczej :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńczyli jednak nie wyprowadzka do gdanska? :)
OdpowiedzUsuńPóki co jeszcze nie, ale kto wie gdzie się znajdziemy za kilka lat :)
UsuńPiękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńOh Bogesz jakże ja Cię rozumiem doskonale.
OdpowiedzUsuńkażda jedna przeprowadzka to dla mnie zanoszenie sisę szlochem, bezsenność i totalna nieswojość, że inny układ, widok rano, okno nie z tej strony w jakoś tak generalnie dziwnie.
Jak sie przenosilismy z pierwszej chaty do innej (wciaz nie wlasnej) to ja oka nie zmruzylam bo ta pierwsza byla taka bardzo oklejona emocjami naszych poczatkow, wspolnego dekorowania wlasnie, wieszania firanek i takiej naszości ktora rodzila wspolna codziennosc.
Jak z tej drugiej szlismy na wlasna to mimo jarania sie, ze to nasze to jednak smutek jakis taki, ze mimo ze chata byla totalnie nie ergonomiczna i tak dziwne pobudowana to jednak tez stala sie nasza z lezanka na pufo dywanie czy ukladem z sypalni czy nawet ta dziwna lazienka.
A teraz jestesmy na swoim i to tak swoim, swoim i nie wiem czy jestem w stabie wyobrazic sobie miesjce inne od tego ktore tworzylismy od podstaw po swojemu.
Tak, ja tez jadam w tych samych knajpach i sa miejsca ktore odwiedzam po milion razy bo je kocham ;)
przemiła dzioszko! pamiętam jak trafiłam na Twojego bloga dobre parę lat temu! zostałam na dłużej, bo twoje pisanie, ciuchy (i cała TY) urzekły mnie ogromnie. potem jakoś w ferworze mojego własnego życia, zapomniałam i przestałam tu zaglądać. dziś zupełnie przypadkiem znowu się na Ciebie natknęłam i pomyślałam "ooo panna lemoniada" :) dobrze, że dalej jesteś! poopowiadaj o swoim nowym mieszkaniu, ja też się właśnie urządzam, to się trochę zainspiruje ;) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWspaniały post :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten post! Szkoda, że przestałaś już pisać, mam nadzieję, że niedługo wrócisz - każdy wraca ;)
OdpowiedzUsuńTe pierwsze zdjęcie dał bym jako obraz do salonu :)
OdpowiedzUsuńPiękne gołe ramię i noga.
OdpowiedzUsuńTak to jest z przeprowadzkami, radość, ekscytacja, nowe meble, dodatki a jednak sentyment do starego miejsca zawsze zostaje i coś w sercu kuje nutka wątpliwości
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie, że jesteście już na końcówce, teraz czeka was najgorsze, czyli przeprowadzka.
OdpowiedzUsuńPrzeprowadzka wcale nie jest taka zła, są gorsze rzeczy.
OdpowiedzUsuń