niedziela, 31 stycznia 2016

No Giving Up Our Paradise


Ostatnie dwa miesiące minęły jak z bicza, a ja nawet nie miałam czasu zajrzeć tu nawet na minutę. Remontowe prace pochłonęły mnie do tego stopnia, że zaprzestałam myśleć o czymkolwiek innym niż flizach, panelach, parkiecie, garderobie i tym, co mnie jeszcze może zaskoczyć. Na ten moment mam nadzieję, że już nic. Ba! Na ten moment pierwszy raz od dwóch miesięcy leżę jeszcze w łóżku i zastanawiam się czy aby zamiast tego nie powinnam dobijać kolejnych targów z Panami w Leroy Merlinie czy innej Castoramie. Paweł jednak uspokaja, że nie. JESZCZE nie. Czyli mam chwilę dla siebie.

Mam już też za sobą chyba wszystkie fazy uczuciowo remontowe, począwszy od wielkiej ekscytacji do totalnego załamania i zwątpienia w sens wszystkiego. Zwątpienie dopadło mnie całkiem niedawno i walnęło tak mocno, że siedząc w południe w pracy, na myśl o prostowaniu ściany zalałam się potokiem łez. Na szczęście 'ogarnięcie się' to moje drugie imię, więc szybko wytarłam oczy rękawem i zadałam sobie jedno ważne, retoryczne pytanie: Ja sobie nie dam rady? Weź Lemą nie kpij.
Ściany zostały wyprostowane, ja przez Teścia i najlepszych Panów Majstrów we wszechświecie ustawiona do pionu i pocieszona, że to już finisz. W tym momencie największą radość sprawia mi wybór łazienkowej ceramiki i fakt, że już wkrótce przestanę mieszkać w niekończącym się bałaganie. Bo jednak życie na dwa domy, gdzie jeden jest jeszcze w stanie surowym, a drugi mieści rzeczy swoje i kupowane już do tego nowego jest odrobinę wykańczające.

Dajcie mi proszę jeszcze chwilę, aż ze wszystkim wyjdę na prostą a obiecuję, że postami i migawkami z nowych czterech ścian będę sypać jak z rękawa. Teraz wracam tulać się z Mikropiesełkiem, który na tydzień wrócił do nas z wakacji u Dziadków i dziś obchodzi swoje drugie urodziny (a bardziej dzień przygarnięcia, niestety nie wiemy kiedy dokładnie przyszedł na świat). Jest pasztetowy tort, parówki, psie ciasteczka i dużo czułości. Party like a boss.



zdjęcia - Paweł

 ________________________♥_________________________

sweter - Medicine; mom jeans - Pull&Bear


Na zdjęciu jest Kixi, dziewczyna Bąbla, największa miłość i najlepsza przyjaciółka;)


niedziela, 29 listopada 2015

All I See We're All Ghosts, We Are Broken


Zawsze miałam problem ze zbyt wielkim przywiązywaniem się do miejsc, rzeczy i ludzi. Hm, może 'problem' to nie jest do końca to słowo, którego powinnam użyć. Powiedzmy, że raczej skłonność. 
Tak. Tak jest lepiej. 
Jeśli już poczuję do czegoś lub z kimś emocjonalną więź, naprawdę bardzo trudno jest mi to nasze niewidzialne powiązanie przerwać. Od trzynastu lat używam tych samych perfum, jadam w tych samych ulubionych knajpach, jeżdżę do tych samych ulubionych miejsc i gdy tylko ktoś lub coś zagnieździ się w moim spokojnym i błogim życiu niczym klocek w Tetrisie to zmiana tego dobrego stanu rzeczy bardzo mnie uwiera.

Za około miesiąc będziemy się przeprowadzać i teraz, za każdym razem gdy wracam późnym wieczorem do domu, pokryta kurzem, brudem i zmęczona jak po przebiegnięciu maratonu, mam w sobie dwa zupełnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony skaczę ze szczęścia i gdybym mogła o naszym nowym kwadracie zagadałabym wszystkich na śmierć, ale z drugiej ogarnia mnie nieskończony smutek związany z pozostawieniem już za sobą pewnego długiego etapu w moim życiu.

Nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć, kiedy zakotwiczyłam się w obecnym domu na dobre. Paweł śmieje się, że najpierw pojawiły się moje ubrania a dopiero potem ja. Pamiętam za to dokładnie kiedy 'mieszkanie' stało się moim domem. Pierwsze kłótnie przy wyborze mebli (i pamiętny czerwony stolik, przez który Paweł ma do tej pory zakaz dekorowania w naszych wnętrzach czegokolwiek), pierwsi wspólni goście, pierwsze całonocne rozmowy i wpatrywanie się zimowymi wieczorami na padający za oknem śnieg. Wiele dobrego pomieściły te ściany, wiele uśmiechów, wiele łez szczęścia i wiele pięknych słów. Rodziły się w nim przyjaźnie, szalone i nie zawsze do końca mądre pomysły. Każdy mógł, i z resztą wpadał o każdej porze dnia i nocy i mimo, że naprawdę te nasze cztery ściany są tak naprawdę bardzo małe, potrafiły zawsze wszystkich pomieścić. Przez wiele lat dopieszczaliśmy je, dbaliśmy oraz otulaliśmy tym ciepłem do którego chce się wracać po najgorszym dniu w pracy. I nie bacząc na tych kilka zadanych przez nas ran, np. po szalonym cydorwym korku, który nieomal pozbawiając mnie życia wbił się w sufit, zbudowaliśmy tu taką naszą małą niezniszczalną fortecę.

A teraz, za kilka tygodni przyjdzie nam się z nią rozstawać i tworzyć wszystko od nowa. Pomimo całej wielkiej ekscytacji i przeogromnej radości coś mnie jednak kuje w sercu i wkłada do oczu łzy bo właśnie tutaj wiele się zaczęło, tutaj wiele powstało i wiele w naszym życiu się zmieniało. Dokładnie pod tym dachem.



zdjęcia - Paweł

 ________________________♥_________________________

sukienka - prezent od Ritki




niedziela, 15 listopada 2015

Keep Your Lips Sealed


Kurcze, nie wiem czy w ogóle jest sens wrzucania zdjęć na których mam tylko sweter i jeansy, ale kiedy przychodzi do obcowania z niedzielą totalnie leniwą i deszczową, o smaku crumble z lawendową posypką oraz pachnącą herbatą owocową to naprawdę, nic wymyślnego do głowy mi nie przychodzi. 
Z resztą, ostatnio w takich rzeczach czuję się najlepiej. Na wychodne z domu owijam się tylko swetro płaszczem i wielkim szalikiem, które z resztą kilka wpisów wcześniej już pokazywałam, wbijam w ulubione superstary i wybiegam na miasto. Wszystko jest miękkie, przytulne i żadna wichura ani chłód nie są w stanie przedrzeć się przez mój ochronny, listopadowy pancerz. 

Puchowo - swetrowa zbroja jesiennego rycerza. 

Do tego ostatnio w myślach dywaguję sama ze sobą czy aby przypadkiem nie dać ponieść się fantazji i rozjaśnić włosy do jasnego blondu. Ot tak, królowa śniegu, zimowa panienka. W sam raz na nadchodzącą porę roku. Bo jak już tyle zmian się w moim życiu szykuje to czemu nie iść za ciosem i zmienić przy okazji kolor włosów? Takie to proszę Państwa problemu ludzi pierwszego świata.



zdjęcia - Paweł

 ________________________♥_________________________

sweter - Zara; jeansy - od Ritałke



Bardzo mi dziś nie szło rozpisywanie się, za co proszę o wybaczenie. Jednakże tyle się dzieje, a bez sensu pisać non stop o tym samym, że chwilowo popełnię tu tylko kilka zdań. Celebrujcie tę pyszną niedzielę, stukającą do okna kroplami deszczu. Cześć!