wtorek, 6 stycznia 2015

Hello 2015, Please Be Good To Me

Noworoczny długi weekend obeszłam dość hucznie. Odsypianie przeplatane całonocnymi rozmowami sprawiło, że tak naprawdę dopiero dziś spokojnie mogę zasiąść by naklepać tu kilka słów podsumowujących.

A jest co podsumować bo to był bardzo dobry rok.

Rok pod znakiem czterech łap i gości. Gości gości.

Jedną z ważniejszych dla nas dat będzie na pewno ostatni dzień stycznia kiedy pod naszym dachem pojawił się Mikropieseł i postanowił w naszym życiu zrobić małe przemeblowanie. Pierwsze kilka tygodni upłynęło mi pod znakiem stresu i łez, bo na litość boską, Babel taki mały, bezbronny, ja taka wystraszona. Co będzie jak coś zrobię źle i małemu stanie się krzywda? Podchlipywałam więc sobie w kąciku, Paweł mnie uspokajał i stanowił głos rozsądku (as always), a weterynarz patrzył na mnie jak na wariatkę (nikomu nigdy się nie przyznam jakie pytania a propos psa mu zadawałam, NIGDY). W marcu jednak wszystko się ustabilizowało, ja przestałam tak bardzo przeżywać codzienne wychodzenie do pracy i pozostawianie Bąbla na dobrych kilka godzin samemu, a on przestał dawać koncerty na całą klatkę (chwała najlepszym sąsiadom świata).
Teraz, gdy mija nam w trójkę już prawie rok, spokojnie możemy powiedzieć, że była to jedna z najlepszych decyzji jakie podjęliśmy. Na samą myśl co stało by się z naszym pupilem gdybyśmy go nie wzięli dostaję dreszczy, a nic tak dobrze nie działa na samopoczucie jak wspólne chłopaków dokazywanie. Wszystkie nasze rozterki dotyczące przygarnięcia Bąbla szybko odeszły w siną dal. Dla chcącego nic trudnego i tym samym wylądowaliśmy wszyscy w naszym Gdańsku, gdzie mała kulka miłości zasmakowała morza, piasku i bezkresnych zabaw z patykami.
Mało tego, okazało się, że Mikropieseł potrafi rozkochać w sobie wszystkich. Począwszy od moich Rodziców a skończywszy na kierowcach autobusu i panów kontrolerach. Psa kochają sąsiedzi - dostaje od nich zabawki i zimowe ubranka. Szczekająca Superstar. Nic tylko wypatrywać go na Pudelku.

W ciągu tych dwunastu miesięcy przez nasze życie i mieszkanie przewinęła się również masa wspaniałych i bardzo bliskich naszemu sercu ludzi. Praktycznie nie było miesiąca w którym ktoś by nas nie odwiedził i nie sprawił, że uśmiech po same ósemki nie schodził nam potem przez kilka dobrych dni. Przybyła zatem moja Fretka Skarpetka, Ven (i to nawet razy dwa), Kiziak, Sara, Ada z mężem, Zuza, Martyś z Błażejem, Krzysiu, Bloo i osoby które kochamy i jesteśmy wdzięczni światu za to, że są (i za to, że wspólne niedziele są o smaku ciasta pomarańczowego). Powtórzę się pewnie po raz setny i zabrzmi to bardzo patetycznie, ale naprawdę niebywałe jest ile dzięki temu Cytrynowemu Światu pojawiło się wokół mnie człowieków bez których nie wyobrażam sobie teraz dnia. Mimo mojej ogromnej blogowej przerwy, wywołanej naprawdę wieloma czynnikami, byli, wspierali i motywowali. I to jest super. I za to Wam wszystkim tu dziękuję (Wam Czytelnikom też, gdyby nie Wy oraz Wasze wiadomości pewnie dłużej bym tu wracała).

W każdym razie mamy nową piętnastkę na dzielni. Rok, który ma być dla nas przełomowy i który niesie ze sobą spore wydarzenia i spore zmiany. Do tego korci mnie przefarbowanie się na blond.
Mam zatem przez najbliższe kilka miesięcy sporo na głowie i nadzieję, że te 365 dni będą w połowie tak szczęśliwe jak swoi poprzednicy.

Czego życzę z resztą i Wam:)
Do zobaczenia w niedzielę!


zdjęcie - Pinterest

________________________♥_________________________



5 komentarzy:

  1. WSPANIALE! 3 MAM KCIUKI ZA REALIZACJĘ MARZEŃ!

    OdpowiedzUsuń
  2. wzruszyłam się,czytając akapit o Bąblu, pewnie też dlatego, że nasze stado ma podobną historię, ah to niespodziewane rodzicielstwo:))a,i chciałam dodać, że na początku zachowywałam się IDENTYCZNIE i moje absurdalne pytania do weterynarza nawet spisywałam na kartkach, by na pewno nie zapomnieć o jakiejś istotnej sprawie;P
    nasze stado pozdrawia i dziękuje, bo takie historie napawają optymizmem:)

    OdpowiedzUsuń