Wiecie jaka jest rzecz najstraszliwsza, która może się Wam przydarzyć w długi weekend? Kiedy za oknem szaro, buro i pada? Taka, o której samo czytanie przyprawi Was o dreszcze i będziecie mieli ochotę zwinąć się w kulkę i popaść w chorobę sierocą?
Brak internetu.
I nagle zagina się czasoprzestrzeń, minuty trwają godziny, a Ty masz tyle wolnego, że nie wiesz co z nim zrobić.
Posprzątasz całe mieszkanie tak, że można spokojnie jeść z podłogi, znajdziesz dawno niewidziany sweter (z radością weźmiesz go w ramiona, bo przez ostatnie kilka miesięcy byłaś przekonana, że na skutek ewolucji wyrosły mu nogi i opuścił Cię na dobre), wywalisz dwa wory niepotrzebnych pierdół i zrobisz porządek w piżamach.
Mało?
Oczywiście, że mało.
Skończysz czwarty sezon Breaking Bad, po którym Twoje nerwy będą w strzępach i zaczniesz serię finałową. Nie, ona nie poskleja Twoich nerwów - wręcz przeciwnie, staniesz się wrakiem człowieka.
W przerwie (kiedy już nie wytrzymasz, bo za bardzo związałeś się z głównymi bohaterami) wyjdziesz w końcu na spacer i odkryjesz nowe, piękne krzaczory tuż za swoim domem.
I tak Cię wtedy natchnie, przemyślenia wezmą, co takiego się stało? Kiedy i w ogóle jak?
Niby jakim cudem, kilka kabli potrafi związać Cię na długie godziny przed pudłem z kolorowymi obrazkami (absolutnie nie mówię, że to źle. Wszystko zależy co przy pomocy tego 'pudła' robimy). Tym bardziej, że przynajmniej w moim przypadku, z internetami zapoznałam się bardzo późno. Kiedy wszyscy wokół serwowali po Onecie i ściągali mp3 z Kazy (czy jak to się wtedy nazywało), ja niczego nieświadoma skakałam sobie jak te jelonki po łąkach, wąchałam kwiatki i liczyłam na niebie obłoki. Niewinność w każdym calu, niezbrukana jeszcze Facebookiem*. Prace do szkoły pisałam ręcznie, czasami siedziałam w bibliotece i do niczego zupełnie nie była mi potrzebna klawiatura. Pawła do tej pory to dziwi jak ja się uchowałam - tu należy nadmienić, że mój pierwszy komputer dostałam będąc już na studiach, a połączenie internetowe było godne prędkości światła (kiedy Gamoń zasugerował mi żebym zaczęła prowadzić bloga, z rozbrajająca szczerością zapytałam: 'a co to właściwie jest?'. Odgłos facepalma było chyba słychać w południowych Włoszech).
I teraz ja, sieciowy matoł upośledzony w rozwoju, a już na pewno w nim opóźniony, siedzę rozżalona i wpatruję się w ikonę dostępu do świata. Bo tam zostały piękne zdjęcia, bo tam ludzie tworzą piękne słowa, bo tam wszystko jest na wyciągnięcie ręki.
zdjęcia - Paweł
________________________♥_________________________
sukienka - Choies.com; sweter - Asian iCandy; szalik - Oysho; buty - prezent
*Jako ciekawostkę z której możecie się ze mnie śmiać, powiem Wam, że kiedy byłam jeszcze bardzo młoda (okolice końca podstawówki/początek gimnazjum) moi kochani Rodzice pozwalali mi czasami w wakacje przychodzić do siebie do pracy i...drukować strony internetowe. TAK, dobrze przeczytaliście. Potem sobie w domu wszystko czytałam, oglądałam czarno-białe zdjęcia (jak udało się dorwać 'kolorową drukarkę' to Chryste Panie, Kosmosie i Potworze Spaghetti, jakie to było szczęście) i 'surfowałam w sieci'. Jak się tak teraz nad tym zastanowię, to chyba tak po trochu te internety wtedy kradłam. Dobrze, że nie rozprowadzałam ich na czarnym rynku...
ooojaaaciee!! wyglądasz prze!mega!genialnie!! sukienka króluje - bezsprzecznie!;]
OdpowiedzUsuńŁiiiii! Dziękuję!:3
UsuńJa, pewnie jak większość, wcześnie zaczęłam "przygodę" z Internetem i to było w sumie na początku wręcz uzależniające. A teraz? Jak jestem gdzieś na wakacjach to wcale nie ubolewam nad brakiem Internetu, wręcz przeciwnie - ciesze się wolnością od komputerów. Nie raz jak byłam u znajomych i proponowali mi że jak chce to mogę wejść do ich kompa było zdziwienie, że nie mam ochoty. Bo wakacje, to wakacje od wszystkiego co ma się na co dzień :)
OdpowiedzUsuńGo girl! Zgadzam się z Tobą w stu procentach!
UsuńPamiętam jak prosiłam brata, czy mogę popatrzeć, jak korzysta z Internetu :P To były czasy "po kablu do telefonu".
OdpowiedzUsuńMi wyłączyli Internet na 2 dni, bo wykorzystałam limit, ale jakoś przetrwałam, chociaż nie powiem, żeby było łatwo.
Mega komin!
Płakłam:D
UsuńSkąd ja to znam!
OdpowiedzUsuńMój Paweł do dziś się ze mnie naśmiewa, że 20 lat żyłam bez komputera :) Pierwszego laptopa dostałam dopiero na studiach. Nie Ty jedna odrabiałaś prace domowe ręcznie, siedząc w bibliotece ;)
Chowałyśmy się jak zwierzeta:P Ach piękne czasy to były:)
UsuńŚliczna sukienka i te buty love ;)
OdpowiedzUsuńObłędny zestaw, uwielbiam takie jesienne klimaty! <3 Genialna kolorystyka i przede wszystkim wszystko doskonale pasuje do Twojej urody.
OdpowiedzUsuńNo mega opowieść! Ja studia skończyłam niemal bez internetu. Tzn. trochę rzeczy do pracy magisterskiej było z sieci, ale niewiele (stwierdziłam, że nic tam nie ma, nie mogę znaleźć wiarygodnych informacji, więc i tak biegałam do biblioteki, ale to był rok 2006). Pierwszy, własny komputer kupiłam sobie, za własne pieniądze w wieku 25 lat. Wcześniej jednak przez moje pokoje akademickie przetoczyła się masa gratów, składaków. Nie powiem, samemu się to nawet naprawiało czasem (poziom poloneza, w przełożeniu na warunki warsztatu samochodowego:), chociaż obok przez jakiś czas miałyśmy sąsiadów informatyków (którzy jarali się naszymi sprzętami z kartą graficzną w 16 kolorach na czele i germańską klawiaturą jak dinozaurami).
OdpowiedzUsuńLeżę:D Powiem Ci, że swój pierwszy, własny komputer też kupiłam w wieku 25 lat za własne pieniądze:D Nawet klikam z niego właśnie teraz:D
UsuńMoja młodość też wyglądała podobnie :) Ależ Ty jesteś ładna, z każdym zdjęciem coraz ładniejsza! To niesprawiedliwe! ;)
OdpowiedzUsuńO matko, no weź! Spłonę w rumieńcach!:) Dziękuję bardzo:3
Usuńwielbię Cię!! Sweter cudowny! Połączenie sukienki i szala idealne! ;)
OdpowiedzUsuńJa o zgrozo lubię wracać do chwil bez internetu, wymykam się czasem do naszego drugiego pustego mieszkania - brak telewizora, brak internetu.. zmusza nas do rozmów, bycia 'tylko my' i pozwala odpocząć ;d
I bardzo dobrze robicie:) Bardzo mi się to podoba!
UsuńCudowna stylizacja, naprawdę patrzę z zachwytem. Ja tam jestem zdania, że biblioteka ma przewagę nad Internetem-
OdpowiedzUsuńgdybym mogła zamieszkałabym w niej;)
Prześlicznie! :)
OdpowiedzUsuńso glad i found your blog!!!!! follow...:)))
OdpowiedzUsuńThank you!;3
UsuńSweter - coś pięknego! Uwielbiam Twój styl <3
OdpowiedzUsuńAaa historia z drukowaniem stron internetowych tak mi humor poprawiła ^^
piękna sukienka;)
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńFajny blog, jeśli pozwolisz, będę tu częściej wpadać ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie,
http://cocomaid.blogspot.com
P.S. Obserwujemy?:)
Cudownie wyglądasz! :) Pamiętam jak sama zrobiłam porządki życia i ogarnęłam wszystkie zaległe sprawy gdy w przerwie między umowami z dostawcą internetu zostałam bez niego na długie 3 miesiące. Obecnie nie wyobrażam sobie takiej przerwy, jednak czeka mnie znowu za jakiś czas... :(
OdpowiedzUsuńHahahaha! A ja miałam wyznaczony czas, raz w tygodniu ok.30 minut (zależy od impulsów). Wchodziłam wtedy na strony, klikałam jak najwięcej, a potem wszystko przeglądałam w trybie offline;))
OdpowiedzUsuńE no Kochana, to Ty miałaś bogactwo!:P
UsuńDziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze:)
OdpowiedzUsuń