niedziela, 8 marca 2015

I Can't Get Enough By The Sunshine, I Can't Get Enough By The Moonlight


Ostatnio nie dałam rady tutaj wpaść bo pochłonęły mnie weselne przygotowania i jak generalnie temat po mnie spływa i nie miałam zamiaru się o nim rozpisywać (bo serio, kogo obchodzą moje przejścia organizacyjne i tłumaczenie mojej rodzicielce, że naprawdę dostawanie kociokwiku w tym temacie to nie jest do końca to na czym chciałabym się skupić), ale w zeszłą niedzielę miała miejsce najfajniejsza dla mnie rzecz związana z organizacją tego, ekhm, 'najważniejszego dnia w naszym życiu'. Orkiestra sresta, sukienka srenka, JEDZENIE. I tak tydzień temu w podskokach udaliśmy się na wielką ucztę, 

O bogowie. O kosmosie. 

Powinnam zostać profesjonalnym próbowaczem dań. Smakoszem rozkoszem. Gastrofazowym organizatorm (tak bardzo próbowałam nie napisać onanizatorem, ale jak widzicie - samo się prosi).
Zupki, sałateczki, roladki, sery...istny lemonowo - pawłowy raj. Wielkie dywagacje na temat wyższości zawijasa ze szpinakiem w sosie parmezanowo - śmietanowym nad zwykłym kotletem schabowym, komponowanie menu, rozterki nad wyborem ziemniaczanych puree czy też ziemniaczanych kulek...mogłabym tak w nieskończoność. Bruschetta czy nadziewany pieczarkami makaron na przystawkę kiedy to i to łechta orgazmicznie podniebienie i bez zastanowienia sięga się ręką po następną porcję. Sami widzicie, moje usprawiedliwienie ma silne podwaliny.

Oczywiście nie mogłoby być też (jak to zwykle w moim wypadku bywa) zbyt kolorowo. Bo proszę sobie moi mili wyobrazić wkraczającą na salę mnie, odzianą w skórzane spodnie, zwykłą golfo - sukienkę i trampki, na przeciw której stoi mur dziewcząt wystrojonych jak stróż w Boże Ciało, zrobionych jak najlepsze gwiazdy, pomazianych specjałami których nazewnictwo przyprawiłoby mnie o lekkiego mindfucka w szpilkach w których nogi kończyły im się tuż pod brodą...a wśród nich ja, Lemon - Królowa Batatów.

Cmok!


zdjęcia - Paweł

________________________♥_________________________

kurtka, spódnica - Pull & Bear; golf, buty - Bershka; torba - Paulina Schaedel









19 komentarzy:

  1. Ty mój najpiękniejszy batacie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. To Ty zostaniesz zona, Lemonie? Gratuluje serdecznie;) A propos organizacji: z doswiadczenia wlasnego slubu wiem, ze na cokolwiek bys sie nie zdecydowala, i tak po slubie stwierdzisz, ze moglas wybrac inaczej. Ja z mojego przyjecia kilka lat temu dzis nie zmienilabym tylko... meza. Pozdrawiam i wytrwalosci zycze;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie wszyscy wokół juz tak umęczyli tą całą organizacją, że po prostu marzę by było po:) Mam nadzieję, że goście będą zadowoleni i wybawią się za wszystkie czasy:) Reszta mi lotto:D

      Usuń
  3. Wszystko idealnie pasuje, bardzo mi sie podoba ta stylizacja :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Weselicho się szykuje?! Ale mnie zaskoczyłaś :))
    Pamiętam,że ja szybko pozbyłam się butów ślubnych i wskoczyłam w białe tenisówki ;p Sukienka była długa więc nie było widać :))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. piękna całość kolorystyczna :) a boty boskie! obyście mogli się w pełni żarełkiem nacieszyć, bo my mieliśmy tak ściśnięte żołądki że jak już się udało coś wcisnąć to ledwo smak wyczułam :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że nasze luźne podejście do całego przedsięwzięcia (może i nawet za luźne) się nie zmieni i bez nerwów będziemy rozsmakowywać się wszystkimi pysznościami:D

      Usuń
  6. Lemonie, cudowne okulary! (Zechciałabyś się podzielić namiarami na nie? Oddam wszystko za takie, w których będzie mi dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z okularami to była niezła przygoda, bo ja je upatrzyłam sobie jeszcze w wakacje, ale zmieniać dopiero poszłam w zeszłym miesiącu. Pierwotnie te które chciałam były marki Versace i same oprawki kosztowały prawie 700 zł i na nie byłam strasznie napalona i przez te pół roku obiecywałam sobie, że to właśnie je sobie kupię. Jak jednak przyszło co do czego i Pani Optyk zaczęła mnie namawiać na zmierzenie jeszcze kilku żeby się upewnić czy to aby na pewno te, w przypływie szału pokazała mi te które mam na sobie. Od tych oprawek Versace różnią sie tylko tym, że są matowe (tamte były bardzo mocno błyszczące, Paweł stwierdził, że te które mam teraz są, jakby to powiedzieć, mniej inwazyjne na mojej twarzy), no i jak się okazało później ceną. Wymierzyłam, porównałam obie pary ze wszystkich stron i w końcu zdecydowałam się na model firmy Vogue które kosztowały 335 zł:) Bardzo polecam:)

      Usuń
    2. Dzięki wielkie za odpowiedź! <3

      Usuń
  7. Ostatnie zdanie wprawiło mnie mnie śmiecho głupawkę ;D Uwielbiam Cie !!!!!! Gratulacje dla Ciebie i Pawła. Mina tych wysrojonych panienek bezcenna... :***

    OdpowiedzUsuń
  8. szczuplaczku Ty :)
    wesele, ach wesele-gratuluję.
    buty mniam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękna nowina, gratuluję!:)
    U nas po weselu przez ponad tydzień na stole gościły poweselne pyszności. Ale w samym "tym dniu" miałam pecha i taki katar, że nawet nie wiem jak smakował mój tort weselny. Ponoć był pyszny, a jako, że nie został do dnia następnego (w którym już trochę zmysłu smaku odzyskałam) to wierzę, że tak było;)
    Nie mogę się doczekać żeby Cię zobaczyć tutaj w sukni ślubnej, wierzę, że będzie cudownie:)
    Pozdrowienia ze słonecznego Wrocławia;)

    OdpowiedzUsuń
  10. zamążpójście mam przed sobą jeszcze tak daleko, że nawet nie majaczy na horyzoncie, ale myślę, że takie luźne podchodzenie do sprawy całej zabawy jest bardzo spoko! :D po co się stresować zakończeniami sztućców albo kolorem serwetek?! ale JEDZENIE to absolutnie inna planeta...należy próbować, testować i oblizywać palce w czasie dokonywania wyboru :D Jedzenie jest zawsze na propsie! <33
    Ekscytowała bym się pewnie tak samo! :D

    OdpowiedzUsuń