piątek, 25 października 2013

#lemonapproved part 1.

Chyba większość moich ulubionych blogerek zrobiła już wpis o uwielbianych przez siebie serialach, filmach czy książkach. Ja z tym zamiarem nosiłam się długo, bo za każdym razem miałam wrażenie, że no przecież nie będę wałkowała jednego tematu do porzygu, głupio mi wyjść na odgapiarę i w ogóle meh.

Ale!

Jak już odgapiać to od najlepszych, a ja też w tej materii coś do powiedzenia mam. I to całkiem sporo, bo i obrazy fabularne i telewizyjne cykle uwielbiam, spędzam z nimi większą część wieczorów, a one same mają się coraz lepiej. Oprócz tego duże znaczenie w moim życiu odgrywa muzyka, bez której moje serce na pewno biłoby jakimś nieskoordynowanym rytmem, a poranne dojazdy do pracy byłby jeszcze gorsze niż są.

Zaczynamy zatem nowy cykl na blogu, gdzie będę się jarała jak flota Stannisa tym co w ciągu ostatnich kilku miesięcy widziałam/słuchałam/przeczytałam (w tym przypadku obejrzałam).

S E R I A L

The Office
(2005-2013, wersja amerykańska)

Nie ma chyba drugiego takiego serialu w którym kochałabym praktycznie wszystkie postacie. Nie, bez praktycznie. Kocham wszystkich. Począwszy od nieobliczalnego i przeświadczonego o swej wspaniałości Michaela (świetna, naprawdę cudowna rola Steve'a Carrella), a skończywszy na ucinającym sobie koło czternastej sjesty Stanleyu. Pomiędzy aktorami istnieje tak fantastyczna chemia, że trudno oprzeć się wrażeniu, że cała praca nad 'The Office' to jedna wielka zabawa (polecam posłuchać i obejrzeć kilka wywiadów z odtwórcami głównych ról, cała ekipa to fajna, zgrana paczka). 
Akcja 'Biura' ma miejsce, jak nie trudno się domyślić, w biurze, gdzie grupa pracowników boryka się z problemami dnia codziennego oraz z trudnym do ujarzmienia Szefem ('That's what she said!). Obserwujemy nawiązujące się romanse, coraz to bardziej zwariowane pomysły regionalnego menadżera i śmiejemy się do łez niemal na każdym odcinku. 
Każda osoba która pracuje właśnie w podobnym miejscu bez problemu znajdzie w swoim środowisku serialowe odpowiedniki. Każdy z nas zna przynajmniej jednego Dwighta Schrute'a, sztywną Angelę, uroczą i słodką Pam czy sympatycznego Jima. 
Ten serial, w zakładce 'komediowe', uplasował się u mnie na tej samej półce co ukochani 'Przyjaciele' i na pewno nie jeden raz w mroźne, zimowe wieczory będę do niego wracać. Choćby po to by przez następne dwa dni konać ze śmiechu z powodu tej sceny...



M U Z Y K A

Arctic Monkeys


Przyznam szczerze, że z muzyką Małpek było mi jakoś niezwykle nie po drodze. Tym bardziej to dziwne, że w szufladzie z moimi ukochanymi wykonawcami pierwsze miejsce zajmuje Kasabian, a nie ma co ukrywać oba zespoły mają odrobinę rzeczy wspólnych. Wszystko się zmieniło wraz z pierwszymi gitarowymi riffami do kawałka 'Do I Wanna Know'. Kawałka, którego przez tydzień nie mogłam przestać słuchać i bez dwóch zdań można było u mnie zdiagnozować: syndrom zapętlenia jednego utworu. Przyznaję, że na premierę płyty czekałam z drżącym sercem, ponieważ ostatnio cierpiałam ogromnie z powodu muzycznych rozczarowań. Naprawdę nie zawiodłam się. Krążek jest po prostu fenomenalny, mocny i wręcz uzależniający. W każdej piosence Alex śpiewa z tak ogromną pewnością siebie, że momentalnie mam ochotę ściągnąć stanik i wrzucić Mu go na scenę (a potem rzucić się na Niego...szczególnie przy utworze 'R U Mine?'). Dawno nie wpadła mi w ręce i ucho płyta tak idealna pod każdym względem, tak dobrze nagrana, wyważona i jeżąca włosy na rękach.



F I L M

Prestiż
(2006 r., reż. Christopher Nolan)


Film może i nie najnowszy, ale na pewno jeden z moich najukochańszych. Wracam do niego co jakiś czas i za każdym razem jestem pod jego ogromnym wrażeniem. 
Ma wszystko to, co dobry film według mnie musi mieć, a więc są świetne kostiumy, jest śmierć, jest miłość, rywalizacja, tajemnica, magia i zakończenie, które pod względem zaskoczenia może dorównywać 'Szóstemu zmysłowi'. Moją miarą jest wielkość 'rozdziabionej' paszczy w momencie w którym wszystko dla mnie staje się jasne, a w tym wypadku sięgała ona prawie do ziemi. Cała intryga rozwija się między dwoma nienawidzącymi się iluzjonistami, gdzie początkowe sabotowanie występów przeradza się w maniakalną próbę zniszczenia swojego przeciwnika i odkrycia jego 'prestiżu' (czyli ostatniego etapu magicznej sztuczki, momentu w którym widz otwiera oczy z niedowierzania). Całość jest niezwykle mroczna, niepokojąca, a zarazem piękna i zmuszająca do refleksji nad tym do czego jest w stanie doprowadzić człowieka chora obsesja i jakie zło potrafi skryć się w najgłębszych zakamarkach ludzkiego umysłu.  Do tego mój ulubiony Christian Bale w parze z Hugh Jackmanem, a na deser Scarlett Johansson i Michael Cain. Po prostu pychota.



________________________♥_________________________




8 komentarzy:

  1. Małpy - TAK. odkąd usłyszałam tę płytę, mam ochotę na taką samą stanikową akcję :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Małpy rządzą, najlepszy album w tym roku <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Własnie czytam sobie twój post a w tle lecą Małpki w Trójkowej liście :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę nie zapytać: a the office ale uk?! tak, jestem uprzedzona i z automatu uważam że wszystko co uk > us, ale no naprawdę! a tak serio: masz porównanie?
    jak jeszcze miałam ulubiony film, to był nim właśnie prestiż. książka też ok, co ciekawe, fabuła jest tam zupełnie inaczej rozpięta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oglądałam niestety tylko 2 sezon The Office UK ale US nawet nie spróbuję, bo się boję, że mi zepsuje wszystko ;) Jakoś te amerykańskie wersje nie są takie fajne... Zazwyczaj dla mnie UK>US również, chyba że chodzi o Shameless - tu oglądałam tylko US i podobało mi się strasznie! Tak bardzo, że UK odpuszczę :)

      Usuń
    2. Dwa pierwsze sezony The Office US opierają się dokładnie na wersji oryginalnej:D Kolejne następne są naprawdę cudowne:) (właściwie, szkoda, że Biuro brytyjskie nie było kontynuowane). Amerykańska wersja jest nawet o tyle dobra, że w moim sercu powstała pustka po obejrzeniu ostatniego odcinka:) Serio polecam:D

      Usuń