niedziela, 7 grudnia 2014

Norwegian Wood

Dziś miał być wpis o tym, że nie będzie wpisu, bo od prawie tygodnia zmagam się z tak francowatym wirusem, że nie pamiętam kiedy ostatni raz tak mocno choróbsko powaliło mnie (dosłownie) na kolana. Kaszlę więc jak stary dziad, wylewam z siebie siódme poty, niczym po treningu nóg z Mel B, a o brzmieniu swojego głosu już dawno zapomniałam. Do tego obżeram się jak świnia, dokarmiam cellulit i ćpam antybiotyk, dzięki któremu trafiam do małej krainy szczęśliwości, w której gardło boli trochę mniej.

I gdy tak zatapiam się w moim morzu pierzyny w podwójnych skarpetkach i piżamie w serca i jelonka Bambi oraz próbuję nie straszyć wszystkich moją schorowaną facjatą (a jest czym, uwierzcie mi), w przerwach między jedną drzemką a drugą, wspominam magię lata. A jest co wspominać, bo w tym roku dostarczyło mi ono nie lada atrakcji.


W czerwcu, na zaproszenie mojej kochanej kuzynki, wylądowaliśmy w Oslo i w momencie wydostania się z lotniska zakochaliśmy się w nim po uszy. Choć może nawet nie w samym mieście, ale wszystkich jego okolicach i widokach. Ta zieleń, te krajobrazy, ta CZYSTOŚĆ. Głowy chciało nam ukręcić bo w pewnym momencie nie wiedzilismy na co patrzeć i czym się zachwycać. Wszyscy więc mięli z nas niezły ubaw, kiedy na każdym kroku wydawaliśmy z siebie wzdechy, 'wowy' i inne oznaki ekscytacji.
Kiedy zaś trafiliśmy do domu, w którym mieliśmy nocować tej pierwszej nocy, prawie popłakałam się ze szczęścia.

Nasz mały domek Muminków...
...do którego prowadziła droga usłana rumiankiem i poziomkami...
...położony nad jeziorem w samym środku lasu...
...wspominałam już o poziomkach?

Ponieważ plan wycieczki był bardzo napięty, już następnego dnia wybraliśmy się na wyspę Tjøme, do miasta o nazwie Hvasser. Domek z widokiem na fiordy, Morze Północne i pływające po nim dziesiątki łódek, plus te wszystkie skandynwskie domy i chyty, którymi zasypany jest Pinterest sprawił, że moje serce dosłownie wyło z radości, a ja biegałam we wszystkie strony by nie przeoczyć ani jednego widoku. A było co oglądać, tym bardziej, że byliśmy tam  w okresie białych nocny.
Tak.
Łączna ilość godzin snu - 4.
Ale było warto. Było warto czekać na wschód słońca, który był dwie czy trzy godziny po zachodzie (nie pamiętam dokładnie, byłam już wtedy nieprzytomna). Było warto biegać po najwyższych skałach i nie dawać się niezwykle mocnym podmuchom wiatru. Było warto zamoczyć stopę w lodowatym, ciemnogranatowym morzu i podziwiać dziewczyny w bikini, dla których miało ono temperaturę idealną. Było warto nie spać tych kilka nocy by utonąć w objęciach waniliowego nieba...I co najważniejsze, było warto odciąć się od świata. Pobyć bez wszechobecnej elektroniki, fejsbuków, telefonicznego zasięgu czy po prostu sklepów i ludzi. Cisza, spokój, nieskończone piękno tego co nas otacza. Muszę przyznać, że było to uczucie niezwykle orzeźwiające, do tego stopnia, że gdy wybraliśmy się zwiedzać Verdens Ende - najbardziej wysunięty na południe punkt widokowy, zasypany wycieczkami i odpoczywającymi rodzinami, w te pędy chciałam wrócić do naszego białego domku położonego na szczycie wzgórza.

Tuż za tymi krzakami znajduje się nasza kolejna baza,
która, z kolei, karmi nas takimi widokami...
...nawet o trzeciej nad ranem.
Dla takiego wschód słońca (z okna pokoju) warto czekać.
Wszystko to trwało zbyt krótko i zbyt szybko musieliśmy wracać do ogarniętej niepogodą Polski (godzinny lot w chmurach i lądowanie w gęstej mgle wśród zawodzenia niemowlaka, sprawiło, że zaczęłam rozglądać się za jakąś zabłąkaną brzozą, a próba przedostania się z Pyrzowic do Katowic i powrót do domu przez Sosnowiec, doprowadziły mnie do myśli samobójczych). W każdym razie w przyszłym roku już planuję nieźle ponarzucać się mojej kuzynce i niechybnie ją znowu odwiedzić. Jeśli to czyta, już wiem, że na samą myśl bardzo się cieszy;p

________________________♥_________________________


8 komentarzy:

  1. Żyć nie umierać :)
    Warto tak czasem odciąć się od świata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skandynawia wielkie <3 Islandia tez przepiękna, ale to juz grubsza wyprawa :)

    www.danielstaniszewski.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie dziwię się. Sosnowiec rzeczywiście potrafi doprowadzić do rozpaczy ;) ....chodziłam tam do szkoły ;) I super pasuje do niego jedno porównanie do filmu o tutaj
    http://gryfnie.com/kultura/tytuly-filmow-po-slonsku/

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam w No w zeszłym roku i niemal płakałam, jak musieliśmy wracać. Do tej pory tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bajka!!!!
    Zdrówka życzę :)

    OdpowiedzUsuń