Trochę mam do nadrobienia, więc sprężam się raz dwa i już Wam wszystko opowiadam.
We wrześniu wraz ze znajomymi, bardzo spontanicznie wybraliśmy się na nasze ukochane gdańskie plaże. Spontanicznie o tyle, że sam wyjazd zaplanowaliśmy chyba w kilka dni i w środku nocy wraz z dwoma psami pojechaliśmy podbijać nadmorskie deptaki.
Tym razem naszym głównym celem była psia plaża, bo przecież nie mogło być tak, by nasza ukochana ruda morda nie zapałała miłością do morza niczym jej właściciele.
Mało tego, przez te wszystkie lata trójmiejskich wycieczek, to ta podróż była chyba moją najlepszą. Dlaczego? Przez osiem godzin siedziały na mnie dwa psy - Bąbel oraz piękna i długowłosa Retriverka Tunga. Ferajnę na tylnym siedzeniu dopełniał Paweł, moje niezastąpione, życiowe oparcie.
Nie licząc naszego wypadu do Oslo, te trzy dni należały do jednych z najintensywniejszych w tym roku, wykorzystanych w stu procentach od świtu do zmierzchu. Ubolewał nad tym trochę Mikropieseł, którego przespacerowaliśmy prawie całym Trójmiastem i wraz z nami po raz pierwszy porządnie zawitał do Gdyni (której fanką jakoś specjalnie nigdy nie byłam, jednak Paweł zawziął się i postanowił mnie w tym roku do niej przekonać. Muszę przyznać, że bardzo mu się to udało). Obstawiam, że wizyty w Śródmieściu - najlepszej burgerowni świata nie pamięta, bo przespał ją biedny od momentu położenia pyska na moich kolanach.
W każdym razie, mimo czworonożnego zmęczenia tak wielkiego, że po przyjściu do hostelu (w którym mieszkające tam pieseły z miejsca go polubiły) najpierw musiał zdrzemnąć się piętnaście minut by dopiero po tym wtarmosić całą michę żarcia, Bąbel pokochał Gdańsk całym swoim rudym sercem. Pokochał Pikawę i tamtejsze Panie kelnerki. Pokochał morze, w którym pływał (!) i z którego wyjście na brzeg było chyba największą karą. Pokochał plażę, bo PATYKI. Pokochał wszystkie trójmiejskie psy napotkane na swojej drodze (w szczególności niebieskooką Border Colie piękność o imieniu Kalisi, w skrócie...uwaga...Kasia!). Pokochał Gdynię i wspaniale pozował na tle Daru Pomorza (i nie tylko!). Cały wyjazd był dla niego jednym, wielkim zachwytem, dla nas zaś kolejnym zagryzaniem kilkumiesięcznej tęsknoty, łapaniem wiatru we włosy i tonięciem w szumie fal.
And last but not least...
zdjęcia - ja i Paweł
________________________♥_________________________
Ha ha, ostatnia fota najlepsza!
OdpowiedzUsuńsuper zdjecia. Podoba mi sie ściana z 1 zdjecia.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!!!!! Uroczy klimat, zazdraszczam wycieczki, ostatnie zdjęcie cudne ;)
OdpowiedzUsuńno bo przecież jak można nie pokochać morza ?? hmm ? :D
OdpowiedzUsuńNo właśnie!
Usuńach, wspominki :)
OdpowiedzUsuńkiedy coś będzie jesienno-zimowego?
Jak tylko stanę na nogi i pokonam choróbsko:) Miało być już w tym tygodniu, ale leżę spowita w pierzynę:<
Usuńprzecudowne zdjęcia! naprawdę. szczególnie mi się spodobało to ze śladami na piasku:)
OdpowiedzUsuńRany!! Moje rejony, moja dzielna!! A teraz też tam wracam na święta i przy okazji ;)
OdpowiedzUsuńAle super! Nie wiedziałam, że istnieją w ogóle na Polskim Wybrzeżu jakiekolwiek psie plaże! :O
OdpowiedzUsuńJa myślę...co by tu zrobić, żeby swojego czworonoga na górski szlak wyciągnąć...
Na górski szlak też polecam!:) A w Trójmieście takie plaże sa dwie:) Na Brzeźnie i Orłowie:)
UsuńPiękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńZrobiłaś to! Ja przez całe wakacje nie odważyłam się wsiąść na cudownego jednorożca - teraz strasznie żałuję. ;)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że skonam jak go zobaczyłam:D
Usuńw obliczu śniegu za oknem (z Dolnego Śląska nadaję) nadmorskie obrazki to miód na duszę...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Na moją też:)
Usuńominęłam post gdyński, normalnie aż serducho zakuło </3
OdpowiedzUsuń