niedziela, 30 listopada 2014

Every Night Was Cold As I, So You Hold Me Close To Your Heart


Trochę mam do nadrobienia, więc sprężam się raz dwa i już Wam wszystko opowiadam.

We wrześniu wraz ze znajomymi, bardzo spontanicznie wybraliśmy się na nasze ukochane gdańskie plaże. Spontanicznie o tyle, że sam wyjazd zaplanowaliśmy chyba w kilka dni i w środku nocy wraz z dwoma psami pojechaliśmy podbijać nadmorskie deptaki.
Tym razem naszym głównym celem była psia plaża, bo przecież nie mogło być tak, by nasza ukochana ruda morda nie zapałała miłością do morza niczym jej właściciele.
Mało tego, przez te wszystkie lata trójmiejskich wycieczek, to ta podróż była chyba moją najlepszą. Dlaczego? Przez osiem godzin siedziały na mnie dwa psy - Bąbel oraz piękna i długowłosa Retriverka Tunga. Ferajnę na tylnym siedzeniu dopełniał Paweł, moje niezastąpione, życiowe oparcie.

Nie licząc naszego wypadu do Oslo, te trzy dni należały do jednych z najintensywniejszych w tym roku, wykorzystanych w stu procentach od świtu do zmierzchu. Ubolewał nad tym trochę Mikropieseł, którego przespacerowaliśmy prawie całym Trójmiastem i wraz z nami po raz pierwszy porządnie zawitał do Gdyni (której fanką jakoś specjalnie nigdy nie byłam, jednak Paweł zawziął się i postanowił mnie w tym roku do niej przekonać. Muszę przyznać, że bardzo mu się to udało). Obstawiam, że wizyty w Śródmieściu - najlepszej burgerowni świata nie pamięta, bo przespał ją biedny od momentu położenia pyska na moich kolanach.

W każdym razie, mimo czworonożnego zmęczenia tak wielkiego, że po przyjściu do hostelu (w którym mieszkające tam pieseły z miejsca go polubiły) najpierw musiał zdrzemnąć się piętnaście minut by dopiero po tym wtarmosić całą michę żarcia, Bąbel pokochał Gdańsk całym swoim rudym sercem. Pokochał Pikawę i tamtejsze Panie kelnerki. Pokochał morze, w którym pływał (!) i z którego wyjście na brzeg było chyba największą karą. Pokochał plażę, bo PATYKI. Pokochał wszystkie trójmiejskie psy napotkane na swojej drodze (w szczególności niebieskooką Border Colie piękność o imieniu Kalisi, w skrócie...uwaga...Kasia!). Pokochał Gdynię i wspaniale pozował na tle Daru Pomorza (i nie tylko!). Cały wyjazd był dla niego jednym, wielkim zachwytem, dla nas zaś kolejnym zagryzaniem kilkumiesięcznej tęsknoty, łapaniem wiatru we włosy i tonięciem w szumie fal.



And last but not least...


zdjęcia - ja i Paweł

________________________♥_________________________




17 komentarzy:

  1. Ha ha, ostatnia fota najlepsza!

    OdpowiedzUsuń
  2. super zdjecia. Podoba mi sie ściana z 1 zdjecia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne zdjęcia!!!!! Uroczy klimat, zazdraszczam wycieczki, ostatnie zdjęcie cudne ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. no bo przecież jak można nie pokochać morza ?? hmm ? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. ach, wspominki :)
    kiedy coś będzie jesienno-zimowego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko stanę na nogi i pokonam choróbsko:) Miało być już w tym tygodniu, ale leżę spowita w pierzynę:<

      Usuń
  6. przecudowne zdjęcia! naprawdę. szczególnie mi się spodobało to ze śladami na piasku:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rany!! Moje rejony, moja dzielna!! A teraz też tam wracam na święta i przy okazji ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale super! Nie wiedziałam, że istnieją w ogóle na Polskim Wybrzeżu jakiekolwiek psie plaże! :O
    Ja myślę...co by tu zrobić, żeby swojego czworonoga na górski szlak wyciągnąć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na górski szlak też polecam!:) A w Trójmieście takie plaże sa dwie:) Na Brzeźnie i Orłowie:)

      Usuń
  9. Zrobiłaś to! Ja przez całe wakacje nie odważyłam się wsiąść na cudownego jednorożca - teraz strasznie żałuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. w obliczu śniegu za oknem (z Dolnego Śląska nadaję) nadmorskie obrazki to miód na duszę...
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ominęłam post gdyński, normalnie aż serducho zakuło </3

    OdpowiedzUsuń