Dziś wpadam tu tylko na chwilę bo Pan Bąbel jest chory, a ja zamieniłam się w największą panikarę świata. Moja własna, prywatna Pani Matka jest przy mnie teraz fraszką igraszką wyluzowaną na maksa. Dookoła widzę śmierć, apokalipsę i smutek. Nie śpię już drugi dzień, biegam w piżamie o drugiej w nocy bo Mały musiał wyjść, a ten sztorm, który ma miejsce zaraz za naszym oknem wcale sprawy nie ułatwia. Wszystko to przez problemy gastryczne.
Oczywiście nie działają na mnie słowa spotkanych znajomych, że przecież Mikropieseł zupełnie na chorego nie wygląda (je normalnie, szaleje normalnie, pilnuje całego osiedla jak zawsze), a głos jedynej rozsądnej osoby w pobliżu mnie, rozbija się gdzieś echem o ściany histerii. Bo ja oczywiście mam złe przeczucie, ja widzę nowe objawy (podobno tylko ja), bo może to nie przejedzenie (senkju kochanie Rodzice), może ktoś otruł, może rzucił klątwę, może to w ogóle coś innego. Najchętniej koczowałabym na wycieraczce Bąblowego weterynarza TAK NA WSZELKI WYPADEK.
Rozumiecie więc moje rozkojarzenie i obawy. Mam nadzieję, że wszystkie przepisane tabletki i dietetyczna karma poradzą sobie naszym piesełem i za tydzień o tej porze będę się już z siebie tylko śmiała. Póki co jednak wracam do mojego siania niepokoju, a Was zostawiam ze zdjęciami z małej, wtorkowej niedzieli.
Cmok!
zdjęcia - Paweł
________________________♥_________________________
sweter, buty - H&M; spódnica - Pull&Bear; budrysówka - House
<3 wszystko będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia.
nie rozchoruj się na tym polu ;)
OdpowiedzUsuńwłoski rosną fajniutko :))
Rosną rosną:) Jeszcze trochę muszę wytrzymać bo ostatnio mam ochotę zrobić wielkie ciach:)
UsuńBiorąc pod uwagę, ile się słyszy o krakowskim trucicielu psów (nie wiem, gdzie zwykle spacerujecie, mam nadzieję, że poza jego "terenem działań") wcale nie dziwi mnie Twoja panika. Zresztą, do poważnego zatrucia u psa nie potrzeba wcale truciciela - wystarczą ludzie z jakąś dziką złośliwością wyrzucający zepsute jedzenie przez okna lub wynoszący je na trawniki "dla ptaszków". Pies to zje i nieszczęście gotowe. :/
OdpowiedzUsuńOjesu tak! Ile razy już się nagadałam na takie wsiowe wyrzucanie kosteczek/chleba/całego obiadu przez okno;/ Od truciciela na szczęście (odpukać) nam daleko, ale takich pomysłowych sąsiadów niestety na osiedlu mam;/ Na szczęście Bąbel jest pilnowany aż za bardzo więc raczej od nich nic nie zjadł:)
UsuńSwietny look :)
OdpowiedzUsuńświetna notka, świetna stylizacje
OdpowiedzUsuńzapraszam http://iamemiliablog.tumblr.com/
Talię to Ty masz iści rusalczaną, cieniutką jak brzozowa witka!:) Zdrowie dla Mikropieseła!
OdpowiedzUsuńOch dziękuję:3
UsuńMoja znajoma też miała problemy z psem i się okazało, że to nerki. I teraz specjalna karma, ale poza tym wszystko ok. Mój chorował jesienią pokleszczowo i nie chciałabym przeżyć tego jeszcze raz. Zdrowia Wam obu! :)
OdpowiedzUsuńGdyby ten sweter był bez golfa, to bym zazdrościła.
U Bąbla na szczęście była to zwykła niestrawność wywołana przejedzeniem. Niepierwsza z resztą:( Według moich Rodziców pies jest wiecznie głodny a ten oczywiście takiego udaje. Ja potem wychodzę z siebie i staję obok. Na szczęście, póki co, wszystko wróciło do normy. A pokleszczowych chorób nie wiem jak bym wytrzymała. Zakrapiałam Bąbla specjalnym preparatem i na szczęście nic w zeszłym roku nie złapał (a na moim osiedlu był po prostu najazd kleszczy). Oby i w tym roku też tak ładnie dał radę. Trzymaj się z Królem Jamniorem <3
Usuńaż się boję myśleć, jakim kłębkiem nerwów się staniesz, kiedy zostaniesz matką... zdrówka dla Bąbla
OdpowiedzUsuńMyślę, że do tego czasu wszystkie klepki wrócą na swoje miejsce i mi panikowanie przejdzie:P
Usuńświetna spódnica :)
OdpowiedzUsuńZdrówka kochani życzę !
Fantastyczny blog:) za chwilkę dodaję do obserwowanych :)
Zapraszam do siebie:) kto wie, może Ci się spodoba i też będziesz mnie obserwować :)
fochzprzytupem.blogspot.com