niedziela, 29 grudnia 2013

A World Alone


Trzy dni po świętach i dziesięć kilogramów później...

Wciąż żywię się ciastem i mięsem (nie razem, rozdzielam poszczególne składniki) przywiezionym od moich ukochanych Rodziców.
Wciąż nie mogę się ruszyć.
Wciąż mimo aparycji dorodnej foki turlającej się po łóżku otwieram lodówkę w nadziei, że znajdę w niej coś czego nie było piętnaście minut temu.
Wciąż (o dziwo) mieszczę się w swoje ciuchy.
Mówiąc, że wciąż mieszczę się w swoje ciuchy mam na myśli dres i szlafrok.
Wciąż przyzwyczajam się do tego, że na głowie zamiast płonącej czupryny mam dorodnego kasztana (taki tam wypadek przy pracy, wkrótce zobaczycie).
Wciąż popadam w słowotok, mimo ust wypełnionych mandarynkami.
Wciąż wierzę, że zmieszczę się w sylwestrową kreację.
Wciąż zachwycam się błękitno - różowym niebem i zimą idealną.
Wciąż liczę na to, że w końcu coś mi się spodoba z przecenionych w sklepach ciuchów...
...wciąż nic takiego się nie ma miejsca...
...ale wciąż nie tracę nadziei!
Wciąż zastanawiam się czy nie powinnam już spoważnieć.
Wciąż jednak dochodzę do wniosku, że nie.
Wciąż pozostaję wiernym wyznawcą herbaty (komuś coś? Bo właśnie woda się zagotowała).

Wciąż lubię tu do Was pisać
i wciąż cieszę się kiedy Wy piszecie tu coś do mnie.



zdjęcia - Paweł

________________________♥_________________________

sweter, sukienka - gdański vintage shop; płaszcz - Asos; kapelusz - Parfois; teczka - Not A Virgin Shop; sztyblety - prezent








wtorek, 24 grudnia 2013

Wesołej Bombki!

Moi Drodzy Czytelnicy.

Z okazji tak wspaniałego okresu świątecznego - bożonarodzeniowego, chciałabym Wam złożyć najcieplejsze życzenia.
By serca biły w radosnym rytmie szczęśliwości, a uśmiechy nie schodziły Wam z twarzy. 
By każdy dzień był pełen beztroski, a jeśli już jakaś troska się napatoczy niech zostanie potraktowana pobłażliwie. To nie jej wina, że jest niedorajdą i przyplątała się własnie do Was. Zróbmy jej herbaty, dajmy coś słodkiego i wypuśćmy dalej w świat.
Niech nad Waszymi głowami zawsze świeci słonce, a deszcz pada tylko ten letni, przynoszący orzeźwienie w gorącym jak piekło dniu. 
Niech wokół Was pachnie jaśminem. 
Niech wszystko zawsze idzie jak po maśle, niech spełniają się marzenia.
Niech bliscy zawsze będą blisko i niech Was rozpieszczają swoją obecnością.

Tego oraz wielu rozkoszy i życiowych przyjemności (oraz wiecznie zielonego drzewka z górą prezentów)
życzę ja,
Wasz Lemon (i Paweł! Paweł też krzyczy, że wszystkiego co najlepsze Wam życzy!).




niedziela, 22 grudnia 2013

I Felt You Like Pure Silk On My Pillow Which Gives Me The Best Of Dreams


Świąteczna gorączka dopadła mnie w swe ramiona i nigdzie, ale to nigdzie nie chciała wypuścić. Zaniedbałam strasznie cytrynowego fejsbuka, ale już od poniedziałku obiecuję wielką poprawę. Musicie mnie jednak zrozumieć i wybaczyć moją nieobecność, ale bieganie za choinką (która jest jeszcze większa niż w zeszłym roku i do której bardzo miły Pan Sprzedawca dorzucił mi w gratisie dwie jemioły tylko dlatego, że nie mogłam zdecydować się na jedną), kupowanie prezentów (sobie i swoim bliskim), sprzątanie, ubieranie domu w odświętny wystrój, wymagało nie lada uwagi i poświęcenia. Oczywiście i tak nie wszystko jeszcze załatwione. Na odbiór czeka zamówiona książka w księgarni, do kupienia została niespodziewajka dla Ojca mego jedynego najukochańszego i kilka oczywiście niezbędnych drobiazgów. Tak więc biegam i latam jak ta pracowita pszczółka obładowana reklamówkami i innymi świątecznymi atrybutami, a gdy tylko złapie chwilę wytchnienia oglądam filmy Woody'ego Allena, chłonę świąteczna atmosferę popijając w zacnym towarzystwie grzańca na rynku, śmiejąc się do rozpuku i wsłuchując się w grany z Wieży Mariackiej hejnał. 

Wspaniały czas kiedy wszyscy dookoła są mili dla siebie i wszędzie widzę radość płynącą z mrużących się w uśmiechu oczu. Dziś na przykład na przystanku, zupełnie obca mi Pani wsiadając do swojego autobusu gorąco życzyła mi wesołych świąt. Jednak da się, jednak można być serdecznym dla drugiej osoby, szkoda tylko, że przez jeden tydzień w roku.

W każdym razie, by nie przedłużać bo nawet jeszcze dziś nie zrobiłam obiadu, rzucę Wam zdjęć kilka na których prezentuje się jedna z fajniejszych sukienek jakie mam oraz bardzo miziasty i miękki golf. Wtóruje im super plecak, bo plecaki są super kul na maksa. A! I w ogóle ubrałam się prawie cała na czarno. Szok i niedowierzanie. 



zdjęcia - Paweł

________________________♥_________________________

sukienka, golf - Zara; sztyblety - prezent; plecak - Rosegal.com













wtorek, 17 grudnia 2013

Targi Dizajnu vol.7


Kilka dni temu w sobotę miała miejsce kolejna, siódma już edycja krakowskich Targów Dizajnu. Dla każdego, kto choć odrobinę lubi oglądać wytwory piękne, oryginalne i przede wszystkim wykonane według własnego pomysłu (a najczęściej też za pomocą własnych rąk) klawych na maksa projektantów - musi tę imprezę zaliczyć. Masa świetnych ludzi, tona genialnych produktów i atmosfera smakowita jak sprzedawane na piętrze muffiny. 

Niebo w gębie i sercu.

Lawirując między tłumem oglądaczy, podglądaczy, wystawców i ich klientów, wydłubywałam smaczki, przez które spać jest mi teraz ciężko, na wspomnienie których wzdycham głęboko i ze smutkiem zaglądam do portfela - po sobocie golusieńkiego jak go Pan Bóg stworzył. 
Ceramikę od Kalvy mogłabym posiąść w swe władanie całą, bo nie od dziś wiadomo, że kubków nigdy dość (szczególnie tych z jelonkami i innymi kiziakami). Każda wzorowa pani domu wie, że trzeba się zbroić na każdą okazję, bo nie znasz dnia ani godziny, kiedy nagle cała rodzina, łącznie z zagramanicznymi ciotkami postanowi Cię odwiedzić - prawda? 
Do tego zawsze tę familiję wielką można zająć na sekund pięć (herbata się wszak sama nie zrobi, a woda jej sama w tych uber cudnych filiżankach nie zaleje) i pokazać kolekcję świątecznych łosi od My Ideal Home zdobiących naszą jakże stylową choinkę. Oni się zachwycają, my przynosimy napitek, śmiejemy się, gaworzymy, jest zajebiście. 
Gdy już jednak nadejdzie kres spotkania, kiedy goście pójdą w ch...olerę, Ty założysz zachwycający wianek od Pat Guzik i będziesz mroczną, jelonkową księżniczką władającą w czarnym lesie czterech kątów, oprzesz swe wątłe ciało o miękkie poduchy i zaczniesz wpatrywać się w piękne grafiki zdobiące Twoje (już nie gołe) ściany. 

Piękna wizja?

Bardzo!

Właśnie dlatego nie może Was zabraknąć już na następnej edycji!


________________________♥_________________________












niedziela, 15 grudnia 2013

Make It Back On The Track, Sugar Sweet, No Defeat


Jeśli zimowa pogoda ma się przedstawiać tak jak ta w mijający weekend, to mnie w to graj - znienawidzona pora roku może trwać nawet do połowy lutego (ale ani dnia dłużej). Mało tego! Ja nawet się wtedy ubiorę i wybędę na miasto z ludźmi obcować i dostarczać sobie miłej dla ciała i ducha rozrywki. Ha! I to rozrywki nie byle jakiej, bo tyle co wczoraj, w Krakowie miała miejsce siódma edycja Targów Dizajnu opływająca w piękności nie tylko pod postacią fenomenalnych dziewcząt i chłopców, ale w szczególności małych dzieł sztuki wykonanych ich rękami. W siódmym niebie byłam - tyle Wam powiem...NA RAZIE. Więcej relacji i zdjęć zobaczycie już pojutrze jak tylko siądę i ogarnę kartę pamięci. 

Wracając jednak do kwestii ubraniowej, może wielkiej rewolucji u mnie nie ma. Może nawet wieje nudą i przeciętnością, ale jaka to wygoda, jaka miękkość wszędzie, kiedy bez stresu przemykam między stoiskami i o nic nie zahaczam (no dobra, bądźmy ze soba szczerzy, ja zahaczam zawsze o WSZYSTKO. Swetrem o klamki, szlufką spodni o klamki, noga o szufladę, głową o otwartą szafkę, stopą o własną nogę (czasami kończy się to tragicznie gipsem na ręce), itd, itp. Cud, że jeszcze żyję, kaleką nie jestem i wszystkie kończyny mam sprawne). Powiem Wam, że na zakupowy wypad i sobotnie, leniwe obcowanie z fatałaszkami, wystrojem wnętrz i dobrym żarciem, prezentowany przeze mnie strój jest idealny, praktyczny i ustrzelony w samą dychę. 
Płaszcz znacie już pewnie na pamięć, a ja Wam powiem, że nie mam pojęcia co zrobię, kiedy ten postanowi odejść do krainy wiecznych łowów. Dmucham na niego i chucham w nadziei, że będzie jeszcze ze mną przez najbliższe dziesięciolecie. Trzymajcie kciuki, zaklinajcie kosmos, bo, na Boga, jak go zabraknie to nie będę miała w czym chodzić (te pięć innych wierzchnich okryć które wiszą w szafie się nie liczy). Bluzę kupiłam na początku roku jako tzw. self - gift, ponieważ uznałam, że mi się należy. Nieważne za co. Należy się i już. Nie ma co drążyć. Spodni nie polecam, obierają się jak rolka do ubrań z Ikei, a rozmiar XS leci mi z tyłka i to wcale nie dlatego, że schudłam (a szkoda). Wyprzedaże tuż, tuż, może tym razem uda mi się zainwestować w lepszej jakości czarne odzienie. 
Lecimy jednak dalej.
Nereczkę ukradłam Zuzannie, ponieważ uznałam, że mnie i mojemu rowerowi pasuje ona bardziej (oh come on! Nie oceniajcie mnie. Zuza ma jeszcze trzy.), a czapa to produkt mojej super cool Asi, która takie wełniane cuda potrafi stworzyć dosłownie w kilka dni (jak Jej ładnie napiszecie to też Wam zrobi, a co!). No i taka pastelowa sobie jestem i kicam gdzie poniosą mnie ślepia. Miłej niedzieli!



zdjęcia - Paweł

________________________♥_________________________

bluza - Paprocki&Brzozowski; płaszcz - Asos; spodnie - Bershka; sztyblety - prezent; szalik - H&M; czapka - Asia mi zrobiła; nerka - zajomałam Zuzce